Znany wszystkim dominikanin, o. Joachim Badeni, w jednym z wywiadów dotyczących życia duchowego i modlitwy, na pytanie o to jak się modlić, odpowiedział: „Każdy sam musi nauczyć się modlić. Jak się modlę? Nie wiem. Obecnością. Modlitwą krzyża, jego kontemplacją, bo kto z wiarą kontempluje krzyż, ujrzy w nim potęgę. Tajemnica i moc krzyża wyraża się w przejściu od śmierci do życia. Krzyż staje się bramą – jak powiada Norwid”.
Myślę, że jest to jedno z najważniejszych założeń życia duchowego w odniesieniu do modlitwy osobistej, jakie każdy człowiek musi przyjąć „na wiarę”. Modlitwa nie jest czynnością, która wymaga wielkiej formalizacji i specjalnego uporządkowania. Oczywiście, czasami trzeba wprowadzić pewne granice i normy, ale mają one służyć osobie modlącej się do głębszego przeżywania więzi z Bogiem i podejmowania wyzwania do przemiany własnego życia. Prawdą jest to, że nie umie modlić się ten, kto nigdy się nie modli. Każde skierowanie myśli i uczuć do Boga jest modlitwą dobrą (a nawet bardzo dobrą!). Wytrwałość bowiem ma pierwszeństwo przed perfekcjonizmem. Mamy również zapewnienie Słowa Bożego, iż kiedy nie umiemy się modlić tak jak trzeba, to sam Duch wstawia się za nami w naszych potrzebach. To, co z naszej strony jest niedoskonałe w modlitwie, staje się w obliczu Bożego majestatu piękną formą uwielbienia Boga w Duchu Świętym.
Drugą rzeczą, niezwykle ciekawą, jest modlitwa obecności. Wszyscy mistycy i znawcy duchowości mówią o tak zwanym „chodzeniu w Bożej obecności”. Mam na myśli to, aby każdy dzień i każda chwila naszego życia były oddane Bogu poprzez intencję habitualną. Chodzi o to, aby wszystkie nasze problemy i wszystkie nasze radości, przyjąć w duchu wiary i z radością ofiarować je Bogu. Taka postawa prowadzi do głębokiego zjednoczenia z krzyżem Chrystusa, który nie wybrał własnej drogi, ale całkowicie poddał się woli swojego Ojca. Kiedy krzyż człowieka staje się modlitwą, to mamy do czynienia z początkami modlitwy kontemplacyjnej. Wtedy dopiero wychodzimy poza dialog Bóg–człowiek. Modlitwa taka staje się wtedy prawdziwym spotkaniem (a nie tylko rozmową!), a każde spotkanie z Bogiem ubogaca i umacnia!
Na uwagę zasługuje jeszcze jedna sprawa. Modlitwie zawsze będą towarzyszyć rozproszenia. Są one dowodem na to, że mamy żywe serce. Nie modlimy się przecież jak roboty. Wchodzimy w modlitwę z całym bagażem naszych doświadczeń, z całą naszą słabością. Chrystus jest świadomy tego, że modlimy się tak, jak umiemy. Nie stanowi to dla Niego żadnego problemu. Na modlitwie możemy być jak dziecko, które przychodzi do rodziców, kiedy czegoś nie potrafi. Jezus siada obok nas i modli się z nami i w nas.
Warunkiem skutecznej modlitwy jest tylko i wyłącznie wiara i wytrwałość. Proście, a będzie wam dane! Gdy człowiek dba o swój świat modlitwy, doświadcza głębokiej mocy uwielbienia, która właściwa jest wszystkim osobom o pogłębionej religijności i duchowości. Tak naprawdę, tylko w uwielbieniu człowiek w pełni oddaje się Bogu i Jego woli. Od tego momentu staje się niepokonany i wkracza w świat Ducha. Ducha, który jest miłością. Takie spojrzenie na modlitwę fundamentalnie przemienia człowieka w nowe stworzenie. Odzyskuje on wolność, a ta skłania go do częstszej modlitwy i większego uwielbienia.